To było starcie prawdziwych mistrzów piłki ręcznej. Przez pełne sześćdziesiąt minut publiczność w Orlen Arenie była trzymana w ogromnym napięciu. A potem, jak w filmach Hitchcocka... Po bramce Mariusza Jurkiewicza, gdy wydawało się, że Orlen Wisła zdobędzie dwa pierwsze punkty w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów, w 59 minucie nastąpiło przysłowiowe trzęsienie ziemi, by emocje dalej rosły, aż do ostatnich sekund. Wtedy o zwycięstwie gości przesądziła bramka Filipa Jichy, który przechwycił piłkę po niefortunnym wznowieniu gry przez Ivana Milasa. - Jestem dumny z mojego zespołu, który nie jest tak doświadczony, ale nie przypuszczałem, że będzie w stanie tak dobrze grać przeciwko THW Kiel - powiedział po spotkaniu Marcin Lijewski, który rozegrał w niedzielę swój najlepszy mecz w tym sezonie barwach Orlen Wisły.
Nafciarze od samego początku pokazali, że nie są bynajmniej chłopcami do bicia, a we własnej hali chcą pozostać niepokonani w tym sezonie i wziąć rewanż za porażkę w 1/16 Ligi Mistrzów dwa sezony temu. Fantastyczna gra w obronie, kilka niesamowitych interwencji w bramce Marina Sego i skuteczność w ataku Marcina Lijewskiego, Valentina Ghionei, Iwana Milasa i Mariusza Lijewskiego, pozwoliła płocczanom wyjść w 11 minucie na prowadzenie różnicą aż czterech bramek - 6:2! Niestety, po bramce Nikoli Eklemowicia na 8:5 w 15 minucie przez kolejne 5 minut gole zdobywali tylko goście i to nawet grając w osłabieniu. Końcówka pierwszej połowy należała jednak znów do płocczan, których bramkami z nieprawdopodobnych pozycji poderwał do boju Muhamed Toromanović. Ale półtorej minuty przed końcem pierwszej odsłony dwuminutowym wykluczeniem został ukarany Zbigniew Kwiatkowski i niemal natychmiast przewagę wykorzystał Filip Jicha ustalając wynik do przerwy na 14:14.
Po przerwie nadal trwała prawdziwa batalia mistrzów. Trudno opisywać poszczególne akcje, których większość stała na bardzo wysokim poziomie. Trudno też wyróżniać poszczególnych zawodników. Niestety w końcówce zaczęło dawać o sobie zmęczenie płocczan, którym kilkakrotnie zgubili piłkę. Jeden z takich przypadków przytrafił się Ivanowi Milasowi, co niewątpliwie miało wpływ na wydarzenia w końcówce meczu. Młody Bośniak zaprezentował się w przekroju całego meczu niemal wyśmienicie, rewelacyjnie wypełniając zadanie gry na nie swojej pozycji - skrzydłowego. Niestety w jednym z kontrataków piłka "odkleiła" mu się od ręki i zamiast rzucić na bramkę Johana Sjostranda zaledwie poturlał ją w kierunku celu.
Ale mimo tego i kilku innych kiksów, płocczanie cały czas trzymali wynik blisko remisu, nie pozwalając gościom na odskoczenie więcej jak jedną bramką, sami sporadycznie wychodząc na prowadzenie. Jednak, gdy dwie minuty i 12 sekund przed końcową syreną karę dwóch minut otrzymał Marcin Lijewski, był zaledwie remis i wydawało się, że nie będzie już siły na Kiel. I wówczas niezwykle uważny Mariusz Jurkiewicz wyłuskał w obronie piłkę od gości i po przebiegnięciu całego boiska zdobył bramkę, dzięki czemu Wisła wyszła na prowadzenie 33:32.
Już od kilku akcji, gdy goście byli w natarciu towarzyszył głośne gwizdy publiczności, ale gdy ruszyli do ataku po golu Jurkiewicza głośność reakcji kibiców osiągnęła apogeum. Niewątpliwie okazało się to pomocne przy wyłuskaniu kolejny raz piłki od gości, ale nagle sędzia niespodziewanie przerwał grę i zarządził czas na... życzenie trenera gości Alfreda Gislasona. Zdziwiona była nie tylko publiczność, ale trener Kiel zdaniem obserwatora EHF, zdążył rzucić zieloną kartkę na stolik sędziowski, nim skuteczną interwencją popisał się Sego. Po przerwie w grze piłka wróciła do gości i niewiele czasu było potrzebne Marko Vujinowi by umieścić ją w płockiej siatce.
Teraz już chodziło tylko o obronę remisu, jak najdłuższe przetrzymanie piłki na połowie gości, najlepiej do końcowej syreny, przed którą można było się jeszcze pokusić o próbę strzału. I taka próba nastąpiła niemal wraz z powrotem Lijewskiego na plac gry. Szczęśliwie piłka po nieudanej próbie wróciła do płocczan, a konkretnie do Milasa, który miał wznowić grę z autu. I wznowił, ale tak niefortunnie, że piłkę przejął Filip Jicha i po przebiegnięciu boiska nie dał szans Marinowi Sego w płockiej bramce przesądzając o wyniku spotkania.
- Wiedzieliśmy, że to będzie trudny mecz - powiedział po spotkaniu trener gości Alfred Gislason. - O wyniku zadecydowała jedna bramka. Mieliśmy szczęście, że piłka w końcówce trafiła do nas - odniósł się do ostatniej sytuacji meczu.
- Był to dla nas bardzo ważny mecz, bo z jedną z najlepszych drużyn na świecie, do których zaliczają się Barcelona, Hamburg i właśnie Kiel - stwierdził trener Orlen Wisły Manolo Cadenas. - Kiel w tym sezonie wygrywa mecze w ostatnich sekundach. W końcówce Sego obronił, ale potem bez powodu gra została zatrzymana. Jestem zadowolony z gry moich zawodników.
- Z każdym dniem jesteśmy coraz lepsi i podchodzimy z optymizmem do dalszej części rozgrywek - dodał Marcin Lijewski. - Nikt nie ma pretensji do Iwana, który grał pełne sześćdziesiąt minut i wykonał dobrą robotę. Jestem zadowolony z gry, ale rozczarowany wynikiem, ale to cena, którą będziemy płacić, przynajmniej na początku.
Orlen Wisła - THW Kiel 33:34 (14:14)
Sędziowali: Nenad Krstic i Peter Ljubic (Słowenia)
Orlen Wisła: Sego, Wichary - Ghionea 4, Jurkiewicz 7, Nenadić 6, Lijewski 4, Milas 4, Toromanović 6, Kwiatkowski, Eklemović 1, Paczkowski 1, Kavas.
THW: Sjostrand, Palicka - Toft Hansen 1, Sigurdsson 7, Sprenger 5, Lauge Smith, Palmarsson 6, Jicha 8, Vujin 6, Wiencek 1, Jallouz.
Widzów 5000.
Pozostałe wyniki I kolejki Velux Ligi Mistrzów, grupy B: KIF Kolding Kobenhavn (Dania) - FC Porto Vitalis (Portugalia) 25:20 (15:10); KS Vive Targi Kielce (Polska) - Dunkerque HB Grand Littoral (Francja) 33:23 (15:11).
Tabela
1. Vive Targi 2 pkt.
2. KIF Kolding 2
3. THW Kiel 2
4. Orlen Wisła 0
5. Porto Vitalis 0
6. Dunkerque HB 0
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz