Reprezentacja Trzech Koron nie pokazała w meczu z podopiecznymi trenera Michaela Bieglera wielkiej gry. A jednak wystarczyło to, aby pokonać Polaków różnicą siedmiu bramek. Chociaż porażka z aktualnymi wicemistrzami olimpijskimi i to na ich terenie na pewno ujmy naszej drużynie narodowej nie przynosi, jednak na pewno pozostawia spory niedosyt. Szwedzi tego dnia na pewno byli do ogrania. Niestety, zbyt słabo spisywała się polska defensywa, w której jednym z kluczowych graczy był występujący na co dzień w Orlen Wiśle Michał Kubisztal. Na boisku oprócz niego zobaczyć można było jeszcze czterech innych zawodników płockiego klubu: Adama Wiśniewskiego, Pawła Paczkowskiego (na zdjęciu), Marcina Wicharego i Kamila Syprzaka.
Na słowa uznania na pewno zasłużył Paweł Paczkowski. Brak obu braci Lijewskich sprawił, że trener Michael Biegler dał młodemu prawemu rozgrywającemu z Płocka szansę gry od pierwszej minuty. I można zaryzykować stwierdzenie, że „Paczas” tę szansę wykorzystał. Oczywiście, nie był bezbłędny, ale na pewno nie spisał się gorzej od swoich dużo bardziej doświadczonych kolegów. Zdobył trzy gole, miał kilka świetnych asyst, ale również parę razy stracił piłkę.
Grający jak zwykle w wyjściowym składzie Adam Wiśniewski zaprezentował się na swoim tradycyjnie wysokim poziomie. Udowodnił, że potrafi skutecznie wykończyć kontratak, bronić na „jedynce”, a nawet zebrać piłkę po swoi rzucie obronionym przez bramkarza i skutecznie ponowić atak. Z czterema bramkami na koncie okazał się najskuteczniejszym z nafciarzy i drugim pod względem skuteczności w całej reprezentacji (po Karolu Bieleckim, wybranym najlepszym zawodnikiem meczu).
Michał Kubisztal początkowo pojawiał się w defensywie, gdzie radził sobie z różnym skutkiem. Kilka razy popisał się dobrymi zagraniami, ale zdarzyło mu się też nie przeciąć lotu piłki dogrywanej do kołowego. W ataku początkowo pokazywał się „Kubeł”, gdy na ławkę rezerwowych wędrował Paweł Paczkowski. Później pojawił się na chwilę także na lewym rozegraniu. Zdobył dwa gole, ale tym razem zagrał jednak chyba nieco poniżej swoich możliwości.
Marcin Wichary pojawił się w polskiej bramce kwadrans przed końcem meczu, gdy Szwedzi prowadzili trzema bramkami. Niestety, wejście Wicharego i zejście z boiska Sławomira Szmala gospodarze potraktowali jakby dostali gwiazdę z niebie. Chociaż "Wichura" miał kilka udanych interwencji, nie wystarczyło to do zatrzymania gospodarzy. Tym bardziej, że – poza nielicznymi wyjątkami – kontrataki nie były tego dnia mocną stroną Polaków. Kamil Syprzak swój udział w meczu rozpoczął w 55. minucie, a już po 134 sekundach powędrował na ławkę kar. Trudno więc oceniać jego grę.
A jak zagrała reprezentacja jako całość? Na pewno zdecydowanie poniżej swoich potencjalnych możliwości. Oczywiście, można tłumaczyć to osłabieniami personalnymi, ale przecież i gospodarze nie zagrali w swoim najmocniejszym zestawieniu. I na pewno też nie pokazali wszystkiego, na co ich stać. Druga linia Trzech Koron – szczególnie w pierwszej połowie – grała wprost katastrofalnie. Ale Szwedzi często potrafili obsługiwać zawodników będących właśnie na kole. Nie tylko obrotowych, ale i innych graczy dublujących ich pozycję. U Polaków zabrakło tego właśnie elementu. Tylko dwa podania (Pawła Paczkowskiego i Bartłomieja Jaszki) trafiły do rąk Bartosza Jureckiego. A to stanowczo za mało.
W niedzielę w Ergo Arenie leżącej na granicy Gdańska i Sopotu odbędzie się mecz rewanżowy. Polacy mają szansę na wzięcie rewanżu na Szwedach i ogranie ich. Czy tym razem w rolach głównych wystąpią zawodnicy Orlen Wisły Płock?
Szwecja - Polska 28:21 (12:11)
Szwecja: Sjostrand - Kallman 4, Andersson 4, Larholm 4, Nilsson 7, Ekberg 5, Gottfridsson 1, Olsson, Fahlgren 3, Jakobsson, Petersen 1, Karlsson.
Polska: Szmal, Wichary - Bielecki 5, Wiśniewski 4, Paczkowski 3, Kuchczyński 3, Jurkiewicz, Grabarczyk, Kubisztal 2, Jurecki 2, Jaszka 2, Krajewski, Syprzak, Daszek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz