Orlen Arena została odczarowana. Płocczanie przegrali w niej pierwszy w tym sezonie mecz, nie licząc rozstrzygniętej przy zielonym stoliku porażki z Piotrkowianinem. Zwycięskim zespołem gości okazał się duński Team Tvis Holstebro, który zawitał do Płocka na tutejszą inaugurację fazy grupowej Ligi Europejskiej (dawnego Pucharu EHF). Po tej porażce lewy rozgrywający nafciarzy, Serb Petar Nenadić nie ukrywał rozczarowania swoją postawą. Parokrotnie podczas konferencji prasowej po meczu prosił dziennikarzy, aby dokładnie przytoczyli słowo, jakim określił swoją grę. Powiedział dokładnie: I played like a shit, kilkakrotnie powtarzając słowo shit. Podkreślał przy tym, że ta ocena dotyczy wyłącznie jego osoby. Nie dało się jednak nie zauważyć, że żaden z zawodników Orlen Wisły w sobotni wieczór nie zagrał na poziomie, jakiego należałoby od nich oczekiwać.
Duńczycy niewątpliwie w Płocku dostali prezent od podopiecznych swojego rodaka trenera Larsa Walthera, w tym od byłego zawodnika Tvis - Nenadicia, który nim ocenił swoją postawę, miał problem, z ustaleniem, czy koledzy i trener jego byłego zespołu, są jeszcze jego obecnymi, czy byłymi już przyjaciółmi. Stanęło na tym, że Nenadić dalej jest przyjacielem Holstebro.
- Nasze oczekiwania nie były tak wysokie - stwierdził trener gości Klavs Jorensen zapytany przez wysłannika "Sportowca Płockiego" o to jak goście oceniali swoje szanse przed tym meczem, bo po końcowej syrenie ich radość była ogromna. - Wiedzieliśmy, że Płock to fantastyczny zespół. Wiedzieliśmy też jednak, że jak zagramy wyśmienicie w defensywie, to dla każdego rywala może to być dużym problemem. Teraz znów jesteśmy w grze.
Tvis, w którym występuje wielu młodych graczy, dużo mniej doświadczonych niż ich sobotni rywale, pierwszy mecz w grupie zaledwie zremisowali z Mariborem Branik Maribor ze Słowenii, a grali u siebie.
Na boisku nafciarze nastawili się na twardą grę duńskiego zespołu w defensywie. Spodziewali się, że Skandynawowie zagrają obroną 3-3. Tymczasem Team Tvis postawił na ustawienie 6-0. Co zaskakujące – płocczanie nie bardzo wiedzieli, jak sobie z tym poradzić. Co gorsza, chwilami nie mieli również pomysłu na to, jak poradzić sobie z Andersem Petersenem. Bramkarz gości bronił doskonale, ale i Bostjan Kavas, Muhamed Toromanowić, Nicola Eklemović i wspomniany Nenadić, przy rzutach tracili jakby głowy. Zadanie zatem miał ułatwione. Zwłaszcza przy swoich kolegach spisujących się w obronie praktycznie bez zarzutu. – Uważam, że mój zespół w defensywnie zagrał na wysokim europejskim poziomie – nie ukrywał zadowolenia trener gości Klavs Jorgensen.
W zupełnie innym nastroju był po meczu Lars Walther. Duński szkoleniowiec nie znalazł sposobu na rozpracowanie swoich rodaków i musiał przełknąć gorycz porażki. Nic nie pomogły zmiany personalne na boisku. Najgorsze jednak, że jego podopieczni wyglądali jakby stracili wiarę w sukces jeszcze przed końcową syreną. – Niektórzy tylko łazili po boisku momentami zupełnie tracąc koncentrację – mówił trener nafciarzy. - Może to i dobrze, że nie wygraliśmy meczu, w którym graliśmy słabiej od przeciwników. To nas zdopinguje do lepszej pracy na treningach i do szybszego powrotu na właściwe tory. Następną grę mamy już w poniedziałek.
Jeśli chodzi o sam mecz – niemal przez cały czas mniejszą lub większą przewagę mieli Duńczycy. Tylko w końcówce pierwszej połowy Orlen Wisła odskoczyła na trzy oczka. Kibiców z krzesełek podniosły dwie akcje Pawła Paczkowskiego. W pierwszej zdecydowanie wszedł w obronę gości i zdobył samodzielnie gola, w drugiej, podał do Valentina Ghionei na skrzydło, który bez skrupułów pokonał goalkipera gości. Płocczanie do przerwy uzyskali dwie bramki przewagi.
Niestety, po wznowieniu gry nie cieszyli się zbyt długo z prowadzenia. Goście natychmiast przejęli inicjatywę, a potem, już do końca, zdecydowanie dominowali na boisku. Przez osiemnaście minut drugiej połowy gospodarze trafili do bramki gości zaledwie sześć razy, co dało przerażającą średnią - jeden gol na trzy minuty.
W ostatnich dziesięciu minutach kibice w Orlen Arenie przeżyli niesamowitą huśtawkę nastrojów. Duńczycy prowadzili to przewagą jednej, to dwóch, a nawet trzech bramek, ale płocczanie do końca nie pozwolili im na jeszcze większe odskoczenie z wynikiem, momentami napawając swoich fanów nadzieją na szczęśliwe zakończenie. Tym bardziej, że w sytuacji, kiedy dwóch nafciarzy Paweł Paczkowski i Adam Wiśniewski znaleźli się na ławce kar i przez ponad minutę goście grali z przewagą jednego zawodnika, płocczanom udało się zdobyć gola. Niestety, skończyło się na zwycięstwie gości, kiedy w ostatniej minucie padły dwa gole, najpierw dla gości, a potem dla gospodarzy. Ostatnie dwie bramki dla Orlen Wisły zdobył Toromanović, który zdecydowanie za późno przebudził się na płockim kole.
Oczywiście, jedna porażka w fazie grupowej Ligi Europejskiej EHF nie jest jeszcze wielką tragedią, do czego przekonywał po meczu Nenadić. - Wiemy, że jesteśmy faworytami tej grupy i mamy nadzieję, że razem z Tvis awansujemy do dalszej fazy rozgrywek - przekonywał lewy rozgrywający z Serbii. Sztab szkoleniowy Orlen Wisły musi się jednak poważnie zastanowić się nad tym, jak odbudować psychikę poszczególnych graczy po ostatnich dniach, które nie były dla nich najlepsze. I to właśnie, obok solidnej pracy na treningach, może okazać się kluczem do sukcesów w kolejnych meczach pucharowych, a także w zbliżającym się wielkimi krokami pojedynku na szczycie PGNiG Superligi z Vive Targami w Kielcach.
Orlen Wisła Płock – Team Tvis Holstebro 28:29 (15:13).
Sędziowali: Miljan Vesović i Novica Mitrović z Czarnogóry
Wisła: Sego, Wichary – Eklemović 2, Wiśniewski 4, Kavas 1, Ghionea 6, Toromanović 3, Nenadić 3, Ilyes 1, Twardo, Kubisztal 2, Paczkowski 3, Syprzak 1, Spanne 2.
Team Tvis: Petersen, Lind – Larsen 7, A. Nielsen 6, Christiansen 2, Sorensen 1, Bramming 1, Thomsen 3, M. Nielsen 4, Thoustrup, Hansen 3, Jensen 2.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz