W pierwszym meczu wiosennej części sezonu 2011/2012 piłkarze Wisły zaledwie zremisowali na własnym boisku z Olimpią Elbląg. Obaj trenerzy nie ukrywali, że są rozczarowani końcowym wynikiem. Trudno się dziwić. Zarówno Wisła jak i Olimpia walczą o utrzymanie się w gronie pierwszoligowców, więc remis to dla nich nie zdobycie jednego punktu, ale strata dwóch. – Stało się jak się stało. Nie załamujemy rąk, tylko gramy dalej i czekamy na kolejne mecze – mówił na pomeczowej konferencji prasowej Szymon Szałachowski, asystent trenera Olimpii Wiaczesława Akszajewa. Wtórował mu trener Libor Pala, mówiąc: – Moi zawodnicy mieli zakodowane w głowach, że mecz zakończy się ich wygraną 1:0. Niestety, piłka rządzi się innymi prawami.
Pierwsza połowa upływała pod dyktando gospodarzy. Już w pierwszym kwadransie gry Wisła stworzyła sobie dwie niezłe okazje do zdobycia gola. Najpierw Kamil Biliński zabrał się z piłką prawą stroną, biegnąc w stronę końca boiska, a następnie ścinając w pole karne. Zdołał poradzić sobie z jednym z elbląskich defensorów, ale po jego strzale z ostrego kąta piłka trafiła w boczną siatkę. Później do efektownego woleja z osiemnastu metrów złożył się Ricardinho, ale strzelił zbyt wysoko.
W końcu jednak starania wiślaków przyniosły oczekiwany efekt. W 22. minucie Mosart Alves wbiegł między obrońców Olimpii, startując do długiego podania z głębi pola. Wykorzystał przy tym bierną postawę Marcina Pacana, który nie zdołał przeciąć lotu piłki. A kiedy zauważył, że w jego kierunku biegnie Grzegorz Szamotulski, trącił piłkę delikatnie czubkiem buta, kierując ją do siatki obok zaskoczonego bramkarza.
Po zdobyciu gola płocczanie nie zamierzali rezygnować z podwyższenia wyniku. Bardzo aktywni byli Kamil Billiński, Mosart Alves, Damian Jaroń. Niestety, kiedy którykolwiek z nich pojawiał się w polu karnym Olimpii, brakowało precyzji przy ostatnim podaniu lub strzale. – Dobrze weszliśmy w ten mecz, zdobyliśmy gola, ale mogliśmy strzelić przynajmniej jeszcze jednego – przyznał Libor Pala. – Przeczuwałem, że jeśli nam się to nie uda, możemy mieć kłopoty. I, niestety, tak właśnie się stało.
Obawy czeskiego szkoleniowca Wisły sprawdziły się już w 51. minucie. Piłkarze z Elbląga przejęli źle rozgrywaną przez rywala piłkę pod swoim polem karnym i ruszyli do kontrataku, który celnym strzałem wykończył Anton Kolosov. – Mam do siebie pretensje, że w przerwie nie zdecydowałem się, aby zmienić Ricardinho, który po starciu z jednym z obrońców Olimpii, zakończonym lekkim urazem, grał bardzo słabo – zauważył trener Libor Pala. – To właśnie jego błąd zdecydował o stracie bramki.
W drugiej połowie nieznaczną przewagę miała Olimpia, ale i Wisła mogła zdobyć kolejnego gola. Najbliżej tego była, kiedy atomowym uderzeniem z rzutu wolnego z 35 metrów popisał się Piotr Petasz. Grzegorz Szamotulski nie zdołał złapać piłki, ale żaden z płockich zawodników nie zdążył do dobitki.
Później oba zespoły solidarnie zmarnowały jeszcze po kilka okazji. Mecz zakończył się więc remisem, który nie krzywdzi żadnego z zespołów, ale też żadnego w pełni nie zadowala. Strata dwóch punktów w spotkaniu z Olimpią Elbląg może znacznie skomplikować sytuację Wisły, ale należy mieć nadzieję, że w tym wypadku sprawdzą się słowa jednego z polityków, który zwykł mawiać, że prawdziwych mężczyzn nie poznaje się po tym jak zaczynają, ale po tym jak kończą.
Wisła Płock – Olimpia Elbląg 1:1 (1:0)
Sędziowali: Paweł Dreschel jako główny oraz Leszek Wnuk i Jan Grzelka.
Bramki: Mosart (23.) dla Wisły oraz Kolosov (50.) dla Olimpii.
Wisła: Pesković - Jakubowski, Zembrowski, Radić, Jaroń – Ricardinho (54. Sekulski), Matuszek, David (58. Petasz), Matar, - Biliński, Mosart (58. Daniel).
Olimpia: Szamotulski – Barsukou, Derbich, Pacan (35. Tsishkevich), Bartosiak – Kaliadka (73. Chałas), Lyubenov (80. Banasiak), Nadzijewski, Czoska – Scherfchen, Kolosov.
Żółte kartki: Mosart, Matar, Jakubowski (Wisła) oraz Barsuokou, Bartosiak, Kaliadka, Nadzijewski (Olimpia).
Czerwone kartki: Jakubowski, Nadzijewski (obaj za drugą żółtą)Widzów ok. 3 tys.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz