To była prawdziwa święta wojna. Nikt nie odpuszczał do samego końca. Mocno trzeszczały kości. Ale więcej zimnej krwi, dyscypliny w grze zachowała płocka siódemka piłkarzy ręcznych. Niespodziewanie tylko cztery mecze wystarczyły by przerwać hegemonię Vive Kielce. Wisła wygrała trzy razy z rzędu w tegorocznym finale play-off Superligi PGNiG. Trzeci raz w niedzielę w Płocku 26:23 (12:12). Radości nie było końca, szampan lał się strumieniami. Po raz siódmy tytuł mistrza Polski jest w Płocku. Wrócił do Grodu Krzywoustego po trzech latach. Świętowanie przy pełnej hali zaczęło się tuż po zakończeniu meczu. Tak jak w sobotę bohaterem Płocka był Marcin Wichary, tak w niedzielę płocka arena huczała od skandowania jednego imienia i nazwiska: Morten Seier!
Pochwały należą się jednak całej siódemce. Rewelacyjnie od samego początku prezentowali się płoccy rozgrywający Bostjan Kavas i Vegard Samdahl. Aż szkoda, że ten drugi odchodzi z Płocka. Obaj mocno trzymali w ryzach grę, wykonując wcześniej głęboko przemyślane założenia taktyczne. Vegard zaś dodatkowo okazał się wyjątkowo skutecznym egzekutorem rzutów karnych. Mimo niepowodzeń przy pierwszych próbach rzutów, we właściwych momentach odnaleźli się i Adam Wiśniewski i Piotr Chrapkowski, który w końcówce na spółkę z Dimą Kuzelevem i Kavasem dobił gości.
Mecz był wyjątkowo brutalny i obfity w dwuminutowe wykluczenia. Mimo, że zdarzył się moment, w którym goście grali z przewagą dwóch zawodników, to oni zarobili więcej kar. Bardzo krótko na placu gry zabawił Henrik Knudsen, po trzech wykluczeniach poczęstowany przez sędziów czerwoną kartką w drugiej połowie. Momentami było nawet kopanie się leżących na sobie zawodników, wzajemne poszturchiwanie po przerwaniu gry przez sędziów. Był też najbardziej nieprzyjemny rzut, prosto w głowę płockiego bramkarza Mortena Seiera.
Ale właśnie ten wstrząs zadecydował może o bezbłędnej postawie Seiera w ostatnim, decydującym kwadransie. Lars Walther zachował się jak urodzony strateg, utrzymując dyscyplinę gry w swoim zespole do ostatniego kwadransa, w którym rzucił na szalę zwycięstwa wszystkie siły, pozwalając nieco zluzować szyki obronne. Na przeciwnym biegunie znalazł się Bogdan Wenta, który zaskoczony zdyscyplinowaną grą gospodarzy, dosłownie nie wiedział co zrobić, by zatrzymać płocką nawałnicę. Gościom tak naprawdę zdarzyły się tylko dwa momenty dobrej gry w prawdziwy handball, co jednak było dużo za mało by zatrzymać zmierzających od początku spotkania po tytuł płocczan.
W 46. min. nafciarze po blisko 10 minutach niwelowania trzybramkowej przewagi gości z początku drugiej połowy, objęli prowadzenie 19:18 po bramce z koła Dimy, który bohatersko przedarł się przez mur kieleckiej obrony. I już do końca meczu prowadzenia nie oddali. Horror, ale raczej w wykonaniu gości, trwał jednak dalej. Jeszcze w 59. minucie kontaktowego gola z rzutu karnego zdobył Rastko Stojković. Po bramkach "Chrapka" i Arkadiusza Miszki w przedostatniej minucie meczu, było jasne, że Vive już nie wygra w tym sezonie w Płocku. Choć z radością gospodarze poczekali aż do 30 sekund do końca meczu. A wtedy odetchnęli i mogli świętować wraz z kibicami i przyjaciółmi swój wielki triumf. Brawo Wisła!!! Viva Płock!!!
Orlen Wisła Płock - Vive Targi Kielce 26:23 (12:12)
Sędziowali: Andrzej Rajkiewicz i Jakub Tarczykowski.
Orlen Wisła: Seier, Wichary - Miszka 6, Wiśniewski3, Kavaš 4, Kuzelev 2, Kuptel, Samdahl 8, Chrapkowski 2, Twardo 1, Kwiatkowski, Dobelšek, Zołoteńko.
Vive Targi: Kotliński, Cleverly - Kuchczyński 3, Zaremba, Rosiński 2, M.Jurecki, Żółtak 1, R.Stojković 5, 8, Jurasik, Jachlewski 3, Gliński, Grabarczyk, Knudsen 1, Zorman.
Uczciwego znalazcę notesu dziennikarza "Sportowca Płockiego", który zaginął po meczu (notes, nie dziennikarz) wraz ze wszystkimi dokumentami ze stolika sędziowskiego, prosimy o zwrot do redakcji. Gwarantujemy anonimowość znalazcy.
OdpowiedzUsuńale z was ciapciaki , po co piszecie "Viva Płock" jak niektuzy locie myzla ze to o naz hoci. Awe Iskra!! ISKIERECZKO MAA! jótro sie pżeżucam na Wisłe
OdpowiedzUsuńViva Las Vegas i Płock! Kielce na kolana! Zobaczyć wczorajszą minę Wenty... BEZCENNE!
OdpowiedzUsuń